Obóz młodzieżowy za granicą – wspomnienia z Bella Italia!

2015.12.17 Zespół Szarpie Travel Aktualności, O koloniach i obozach, Ciekawostki

Za oknem mróz i śnieg a ja wracam wspomnieniami do skąpanego słońcem i przepełnionego muzyką obozu młodzieżowego we Włoszech Adriatyckich. Przypominam sobie niesamowity klimat panujący na kolonii, wesołe zabawy w gronie nowopoznanych, życzliwych ludzi i krajobrazy zapierające dech w piersiach. Ale zacznijmy od początku…

Spakowana walizka na progu, w torbie kilka map, aparat, kapelusz na głowę, olejek do opalania, coś do czytania. Jeszcze tylko kilkanaście godzin podróży i witaj włoska przygodo.
Piątkowe przedpołudnie. Jesteśmy na miejscu, w San Mauro Mare. To tu spędzimy pierwszych kilka dni naszych zagranicznych kolonii. Hotel wydaje się być przyjemny, obsługa miła, a pokusą staje się basen, gdzie będziemy się beztrosko wylegiwać, gdy znudzi nam się piasek i słona woda Adriatyku.przyjaciele Czas na pierwsze poznawanie nowych przyjaciół. Kilka gier i zabaw, by zapamiętać imiona i znaleźć sobie bratnią duszę na wakacyjne wojażowanie. Odbywamy pierwsze spacery urokliwymi uliczkami miasteczka. Wszędzie ogromne poruszenie. Pracownicy hotelów, turyści, sklepikarze szykują się do wielkiego święta – Różowych Dni, które symbolizują rozpoczynające się wakacje. Ulegamy więc emocjom i także kupujemy kilka kiczowatych różowych przedmiotów – okulary, kapelusze, peruki i dajemy się ponieść rytmom włoskich hitów lat 80-tych. Wspaniałe powitanie wakacji za nami.
foto1Dziś na obozie dzień plażowania. Przyjemnościom nie ma końca, to zumba na plaży, to pływanie rowerami, skoki ze skałek i oczywiście bezpieczne podtapianie – skuteczny sposób na zawarcie bliższych znajomości damsko – męskich. A wieczorem wyjazd do Cesanatico – urokliwego miasteczka z pięknymi łodziami nad kanałem. Jest bosko!
W kolejnym dniu trwania obozu wyjeżdżamy do Rimini – wszyscy je znają ze względu na ogrom znajdujących się tu hoteli i rozrywek. Nie każdy jednak wie, że to miasto Felliniego – popularnego włoskiego reżysera. Udajemy się więc na starówkę, gdzie ku ogólnemu zaskoczeniu właśnie odbywają się pokazy taneczne. Widowisko jest spektakularne a obecność telewizji i zebrany tłum dowodzi, że na scenie pojawiają się mistrzowie w swoich kategoriach. Ach ten włoski temperament!
basenŻeby było ciekawie – musi się coś dziać. Kolejne dwa dni spędzamy w Mirabilandii – największym włoskim parku rozrywki. Z mapą w ręku biegamy po wszystkich atrakcjach i sprawdzamy granice własnej wytrzymałości. Bezsprzecznie iSeed i Katun stają się naszymi ulubionymi rollercoasterami. Ochłodę łapiemy na Niagarze i Rio Bravo. Ci, którym od zbytniej prędkości zakręciło się w głowie, idą do komnaty strachów lub wybierają spokojną jazdę kolejką. Dla każdego coś miłego!
Dziś ostatni dzień pobytu w San Mauro Mare. Ostatnie plażowanie i popołudniowy wyjazd do San Marino – najstarszej republiki świata. W czasie 2,5 godzinnego spaceru poznajemy krótką historię tego wspaniałego miejsca, w którym do dziś zachowały się średniowieczne domy, place i fortyfikacje. Naszym oczom wyłania się piękna panorama góry Monte Titano z trzema zamkami. Odpoczywamy na Piazza della Libert?, robimy pamiątkowe zdjęcia i jeszcze chwila na zakupy – pachnidła, biżuteria, apaszki i okulary. Dzień jak najbardziej udany!
koloseumPora ruszyć w drogę. Trochę niewyspani, ale w doskonałych humorach jedziemy do Asyżu na spotkanie ze św. Franciszkiem. Czas chyba się tu zatrzymał. W umbryjskim słońcu bielą się kamienne mury obronne, wieże kościołów i schody, prowadzące w coraz to urokliwsze uliczki. Zwiedzamy kościółki, Bazylikę św. Klary aż wreszcie docieramy do okazałej, pięknie położonej Bazyliki Franciszka. Ku przekorze samego świętego niezwykle zdobionej. Urzeczeni pięknem fresków, rzeźb i marmurów oddajemy się w ciszy duchowym rozmyślaniom. Niektórzy zostawią tu modlitwę do Franciszka, inni zapalą świeczkę w czyjejś intencji, a jeszcze inni złożą życzenie powrotu. Oby się spełniło.
Wieczorem przybywamy na nocleg do Fiugi. Mamy bardzo ładny hotel, przestronne pokoje i na kolację pastę. Ale po kilku dniach pobytu we Włoszech, przyjmujemy to jako niezbędną potrawę w naszym codziennym menu. Delektujemy się więc smakiem słonecznych pomidorów. A jutro ruszamy do Rzymu, by spełniać marzenia!
Około godziny 9.00 spotykamy się z przewodniczką Kariną. Odbieramy słuchawki i udajemy się do Watykanu. Ku uciesze wszystkich kolejka nie jest długa i szybko dostajemy się do środka. Tuż po wejściu małe starcie ze strażnikiem, który już namierzył zbyt obnażone - jego zdaniem - ramiona i nogi. Nie pozostaje nic innego, jak zastosować się do jego zaleceń, inaczej zwiedzanie zakończone.
Bazylika św. Piotra jest monumentalna i choć widzimy ją pierwszy raz, wydaje się być znajoma. Czuć obecność świętych i samego Jana Pawła II. Odnajdujemy Pietę Michała Anioła, jedyne dzieło przez niego podpisane. Nasza przewodniczka jest prawdziwą pasjonatką sztuki tego geniusza. Eterycznym głosem wyjaśnia nam, że to właśnie Michał Anioł przeprojektował kopułę i miał największy wpływ na kształt bazyliki w tej postaci, choć niestety nie doczekał końca jej budowy. Podążamy za nią dalej, gdyż znowu chce nam pokazać coś wspaniałego. Dostrzegamy 28-metrowe cyborium Berniniego, w kształcie baldachimu, stojące nad ołtarzem papieskim ponad grobem św. Piotra. I jeszcze coś ważnego – sufit ze sztukateriami, przedstawiającymi sceny z życia świętego, w apsydzie nad ołtarzem zaś jego tron. Nie sposób wyliczyć okazałości tego miejsca. Na koniec schodzimy do grot, gdzie pierwotnie pochowany został również nasz papież. Gdzieś w oddali słychać chór.
Rozrzewnieni opuszczamy Watykan i ruszamy poznawać wieczne miasto – Rzym. Zwiedzanie zabytków Rzymu na piechotę przy 38 stopniach wymaga nie lada kondycji, ale czego się nie robi, by poznać miejsca, które stały się natchnieniem wielkich artystów – pisarzy, malarzy czy reżyserów. Przewodniczka prowadzi nas wąskimi uliczkami, widok parkowanych skuterów, donice z kwiatami w oknach i zapach pizzy. Czy można mieć wątpliwość, gdzie się jest. Wytyczamy trasę na naszej mapie - Zamek św. Anioła i Most Aniołów, Plac Navona z Fontanną Czterech Rzek, Panteon, Kolumna Marka Aureliusza, Fontanna di Trevi, do której obowiązkowo wrzucamy monetę na szczęście, Kapitol, Forum Romanum i na koniec Koloseum. W tej chwili nie da się jednoznacznie powiedzieć, co najbardziej nas zachwyca i ujmuje. W głowie istny chaos, w sercu wielka radość. Widok wszystkich poznanych miejsc jest niebywały i z pewnością na długo zapisze się w naszych wspomnieniach. Po powrocie z kolonii do domu raz jeszcze obowiązkowe oglądanie wszystkich filmów z Rzymem w tle!
Rozstajemy się z naszą wspaniałą przewodniczką na stacji metra Termini i chwilę później wsiadamy do autokaru, by dojechać na nocleg w Chianciano Terme.
Gdy przybywamy na miejsce jest zbyt późno, by choć na chwilę wyjść i poznać zakątki uzdrowiskowego toskańskiego miasteczka. W ten wieczór pozostaje nam już tylko kolacja i sen.
Obudzeni porannym słońcem, posileni lekkim śniadaniem ruszamy dalej. Ostatnim etapem naszych magicznych kolonii letnich jest perła Włoch – Wenecja. Dostajemy się do niej barką. Umówieni na placu św. Marka pod kolumną z lwem spotykamy się z Chiarą – Włoszką, która pięknie mówi po polsku i będzie naszym przewodnikiem. Wraz z nią poznajemy historię Pałacu Dożów, widzimy Most Westchnień i podziwiamy wspaniałe mozaiki w Bazylice św. Marka. Spacerujemy Canal Grande. Słuchamy opowieści o gondolierach. Wiemy już, że najlepszą pamiątką zabraną stąd będzie wenecka maska lub szkło Murano. Gdy przemierzamy ostatnią drogę do autokaru dopada nas tłum rozentuzjazmowanych ludzi. No tak dziś jest sobota – śluby i wieczory panieńsko - kawalerskie. Dołączamy, śpiewając prosty refren piosenki. Życzymy im szczęścia.
Zapada zmierzch, zapalają się latarnie. Nasze kolonie we Włoszech dobiegają końca. Jutro każdy z obozowiczów zabierze ze sobą walizkę, kilka pomiętych map, aparat z fotografiami, zgnieciony kapelusz, pustą butelkę po olejku do opalania i nową książkę do czytania, a w niej wspomnienia zatytułowane „Bella Italia”.

społeczność

certyfikaty